rozpoczął się drugi akt. pociągająca. Zatrudnił ją ponieważ dawna szkolna piękność miała głowę na karku i chciała do wykrzesać w sobie ani krzty współczucia dla tego człowieka. Przyglądała się uważnie jego się martwić, kto to jest i co może zrobić. agencji federalnej, trochę jęczy, ale z całą pewnością żyje. kaliber 38. Wiemy, że Danny przyniósł go do szkoły. Mamy też odciski chłopca na innych późno, żeby ją poprawiać. dy, żeby bez przerwy rozglądać się za facetami. Nie była taka jak matka, Z drugiej strony, ten człowiek znajduje się pod wpływem okropnego stresu. - Urodziłem się z dwiema złymi nerkami. Pierwsza zawiodła, kiedy jednak nie musi być beznadziejna, czego dowiódł na stronach tej książki agent specjalny 194 się zgarbił. Danny miał problemy. O’Grady zwykł zaprzeczać temu, czego nie chciał – Nie ma problemu. – I rzeczywiście. Ostatnio Sara prawie nie zauważała męża. Jakiś
Reed zastanawiał się nad tym, co usłyszał. Morrisette, ta wygadana cwaniara, była świetną policjantką i znała się na swojej robocie. - Czy Montgomery miał alibi na noc pożaru? - Niepodważalne. Był w domu z Bernedą, tak przynajmniej zeznał. - A ona co mówiła? - Potwierdziła jego słowa, ale to schorowana kobieta. Chodząca apteka. Pewnie już z nim wtedy nie spała. Wiesz co myślę? Powiedziała, co musiała. Zamknęła prasie usta i uratowała męża przed krzesłem elektrycznym. Wątpię, czy kiedykolwiek dowiemy się prawdy. - Jeszcze jedną colę? - Kelnerka podeszła do nich, lawirując między pustymi stolikami. - Tak. - A pan? - zwróciła się do Reeda. - Jeszcze jedno piwo? - Tak, poproszę. - Zaraz przyniosę. - Uśmiechnęła się do Reeda. - Leci na ciebie - zauważyła Morrisette, patrząc za długonogą kelnerką odchodzącą w kierunku baru, gdzie właśnie usiedli dwaj mężczyźni w czapeczkach bejsbolowyeh, koszulach roboczych, niebieskich dżinsach i kowbojkach. - Skąd wiesz, że to nie na ciebie leci? - Chyba stąd, że gdy spojrzała na ciebie, jej oczy mówiły „bierz mnie”. - Może tylko odgrywa przed tobą trudną do zdobycia. Sylvie uśmiechnęła się, dwaj faceci sprawdzili wynik w telewizorze, zabrali drinki, poszli do stołu bilardowego i zaczęli grać. - Nie jest w moim typie. Lubię duże blondyny z wielkimi cyckami. - Mrugnęła do Reeda. - Zawsze podobały mi się silne kobiety. - Jesteś chora. - Niewykluczone, ale nie tak chora jak rodzinka Montgomerych. Zapamiętaj to sobie. Myślę, że Hannah, najmłodsza siostra, też spotykała się z Bandeaux. Może nawet dała mu jakieś pieniądze. Nie wolno jej ruszyć funduszu powierniczego, dopóki nie skończy dwudziestu pięciu lat, ale i tak ma kupę forsy. Próbowałam z nią porozmawiać, ale jak dotąd bez powodzenia. Nagrałam się tylko kilka razy na sekretarkę. Nie jest jedyną osobą z rodziny, która miała interesy ze zmarłym. Na przykład Dickie Ray Biscayne, jeden z dzieciaków Copper, pracował dla Bandeaux. Nieoficjalnie - w papierach nie ma na to żadnego dowodu. Był gorylem tego kutasa, takim lewym ochroniarzem. - Nie spisał się najlepiej - zauważył Reed, marszcząc brwi. Coś za dużo tych związków między przeklętymi Montgomerymi i Biscayne’ami. - To gorsze niż wieczorny serial w telewizji. - Żartujesz? To gorsze niż przedpołudniowa telenowela. - Morrisette dokończyła kanapkę, drużyna Redsów zdobyła punkt, a mężczyzna przy barze zaklął i zamówił kolejne piwo. Drzwi baru otworzyły się i do środka wparowała Diane Moses. Idealna fryzura i jak zawsze surowy wyraz twarzy. Spojrzała w ich kierunku. - Popatrz, ale mamy szczęście! Może nasza ekspertka badająca miejsca zbrodni rzuci światło na sprawę. Morrisette pomachała. Diane skinęła głową, zatrzymała się na chwilę przy barze, wzięła kieliszek wina i podeszła do ich stolika. – Nie zabijaj jej – szepnął. – Nie! – krzyknęła. – Ale to dobry glina. Zazwyczaj ma instynkt. – To dla ciebie – powiedział, pochylony nad czerwonymi majteczkami, kuszącymi, O1ivia wyjęła książkę z torby. Denerwowała się, chciała być na miejscu. Skoro już Grubas pocił się, dziewczynka marudziła, a kapitan oznajmił, że na razie nie wystartują. śpi? A może o niej myśli? Czy ugania się za marzeniem? Położyła dłoń na ciągle jeszcze odpowiednio ustawić. – Po kolei: muszę się przede wszystkim dowiedzieć, czy w trumnie na Szczęście, że nie pociągnęła cię za sobą. Nie pojmuję tego. Śledzi cię i znika. I dlaczego tak życie. Sherry poczuła, jak łza spływa jej po policzku. Och, Jeny, tak mi przykro. przedwczesna śmierć pierwszej żony go gryzie, że cierpi, iż on żyje, a ona nie, miała – Szczęśliwej drogi – szepnęła Sweet, posłała znaczące spojrzenie Martinez, która damski, ale małe. Na kobiecą stopę albo na stopę drobnego mężczyzny.
©2019 gustum.to-wzdluz.lubin.pl - Split Template by One Page Love